sobota, 24 stycznia 2009

Trochę o białym szaleństwie zanim przyjdzie odwilż stulecia

Hasło "odwilż stulecia" na stałe zagościło w moim słowniku, po tym jak na pewnym zimowisku nie chciało nam się iść pierwszego dnia na narty. Śniegu było po kolana, ale byliśmy w sumie zmęczeni po podróży, bo jutro też jest dzień, bo będziemy tu ponad tydzień itd. Na to Zguba stwierdziła "No chyba, że jutro będzie odwilż stulecia". Oczywiście nie poszliśmy, a następnego dnia wszystko spłynęło, po dwóch dniach odkryło całkiem trawę, a trzeciego zakwitły kwiatki. Od tej pory stwierdziłam , że trzeba carpe diem i to najlepiej ten ze śniegiem. Jak już wspominałam najpierw odwiedziliśmy Kasie w Ustroniu. Wprawdzie zjazd z Soszowa w większości przypadków to byłą walka o życie na lodzie, ale chodziło przecież o świeże powietrze i ruch. Wieczorami gry w karty i jedzonko z chłopskiej chaty i było git. W niedziele porwaliśmy się już na mniej oblodzone tereny, a wieczorem do kościółka. Nie było by specjalnie o czym pisać, gdyby nie ustroniański ksiądz. Widać było, że porządnie przygotował się do kazania. Wyszedł na środek i rozpoczął scenkę, którego bohaterami była głupota i mądrość. Fantastycznie zmieniał głosy,żeby wcielić się w jedną i drugą, przeprowadzając z nimi wywiad. Niewidzialna głupota siedziała na bujanym krześle, a mądrość na klęczniku. Ot tak inaczej.
Zupełnie inaczej było tydzień później w Białce.
Zaczynając od końca, tamtejszy ksiądz zrobił bilans finansowy na kazaniu, zamiast scenek rodzajowych, więc szału nie było.
Ale za to warunki narciarskie, pierwsza klasa. Jednym słowem Białka Rulesss!!!
Było tak fajnie, że trzeba było wypożyczyć kask, bo zaczęliśmy trochę przeginać. Trudno się dziwić, jak śnieg sam nosił,a każdy chce przebić wartość karnetu całodziennego przynajmniej dwa razy.
No, nic teraz zaczynają się ferie dla Śląska, więc pewnie i tak wszystko zaraz spłynie (jak pech to pech) ale jak znowu trochę podsypie czy przymrozi to na narty go go go, zrobimy szoł!!!

p.s. Jeśli akutrat nie można pojechać na nartki polecam partyjkę szachów w Parku Śląskim

English

White craziness, as we call it, has begun:) First we have started with the place called Ustroń, where my friend Kate live. It is the same one that last year, but this time I have two blue atomics on the pic:) Anyhow, it was great, with a little bit of ice, which was kind of giving You the filling that You fight for Your life while skiing. In the evenings we were playing cards and eating in local restaurants. Everything what You called fun and snow. We also visited local church and I need to say that this priest was cool. He prepared a little play, where he was doing the interview with the foolishness and wisdom. He was changing voices and it was all pretty nice.I really appreciated that he was trying so hard to make people understand and entertain them a little bit too:)
Anyhow a week later we have visited another place with a lot of snow in mountains. We had even more fun, because there was no ice. Although we had to rent helmets, because we start to enjoy it to much and speeding way beyond the safety level:)
Luckily at the end of the day we were all in one piece.
Anyway, like I say "carpe diem" especially those ones with the snow...

p.s. What I really recommend is a chess game with a snowman;)

czwartek, 8 stycznia 2009

Kolejny Rok...


Nastał rok 2009. Drugi Sylwester odkąd piszę bloga. A wiadomo, jak jakiś koniec i początek to trzeba trochę podsumować, zrobić statystyki albo bal mistrzów sportu:)No dobra, zacznijmy od tego ostatniego. Może nie jesteśmy mistrzami sportu, ale mini bal się odbył. Technomex zorganizował świąteczno-noworoczne party. I może nie rozpisywałabym się jakoś szaleńczo o nim, szczególnie, że nie mam żadnych zdjęć, ale nie mogę ominąć faktu, że znowu pokazał się mój tzw. "Sikor's luck". O nim też za dużo pisać nie mogę, bo się straci. Niemniej jednak jedną z atrakcji wieczoru było losowanie, po jednej nagrodzie w obrębie działu. I cóż to, cóż to , na mojej karteczce jakieś napisy. Wygrałam weekendowy pobyt w Hotelu Gołębiowski w Wiśle. Od razu miałam więcej przyjaciół niż zwykle, bo to wyjazd dla dwóch osób, ale ja mam już obstawioną tą miejscòwkę:) W każdym razie i tak była to mega niespodzianka i niezły fart. Tffu , tfuu odpukać. (Tak wiem , będę się smażyć w piekle za bycie przesądną) ale tak na wszelki wypadek.
Jeśli chodzi o samego Sylwestra, to nowy rok przywitałam z piskiem swoim i petard (oczywiście mój był głośniejszy) na balkonie Madzi i Bartka. Cała magia fajerwerków polega na tym, że z nieufnością odpalasz zapałkę, potem jest to huk i wybuch, a ty i tak chcesz odpalić następną. Pyszne jedzonko Madzi, wybuchy rzymskich ogni, entertainment oraz zasypianie o 7 rano przy "Chłopaki nie płaczą" można spokojnie zaliczyć na konto piknie spędzonych sylwestrów:)

No, ale nic to. Czas leci dalej, więc naprzód ku przygodzie, a najlepiej na narty.
Tak jak w zeszłym roku, tak i teraz odwiedziłam Ustroń na małe nartki do Kasi.
Tym razem nie sama.
Porównując z postem z zeszłego roku, można od razu zauważyć co się zmieniło. Świat na niebieskich Atomicach, jest bardziej śliski, a świat z perspektywy dwóch par jest dużo ciekawszy:) Były narty, remik, narty, remik, naleśniki, ksiądz przeprowadzający wywiad z bujanym krzesłem i inne atrakcje.
Ale o tym oraz o białym szaleństwie w Białce w następnym odcinku:) ...

P.S. Diana bierze udział w konkursie "Blog Roku". Proszę natychmiast wyjąć komórkę i wysłać smsa o treści H00829 (H zero, zero, 829) na numer telefonu 7144 :)


...To be continued