niedziela, 30 stycznia 2011

Przełomy...

Zacznijmy od zaległego zdjęcia. Jest to prawdopodobnie jedno z ostatnich zdjęć ślubnych na blogu. Fala wesel powoli przechodzi bokiem. Jeśli jednak zrobię kolejne przechylone zdjęcie tortu, nie omieszkam go tu umieścić. Mery i Dams są małżeństwem już ponad 4 miesiące. Rok 2010 ślubem podsumowali również Kasia z Grzesiem. Jeszcze raz wszystkiego dobrego na tej nowej drodze życia. Skoro wesela już za nami, prawdopodobnie teraz na blogu częściej będą się pojawiać bejbiki. Nowy rok od bobasa rozpoczęła Ilona. Na fotce mała Hania, mówiąca światu "Jestem!!!". Jednym słowem rok 2010 zakończył się pomyślnie, a rozpoczął jeszcze lepiej. Ja przywitałam go z trzydziestoosobową ekipą w Kirach obok Zakopanego. Muszę przyznać, że było to "all inclusive". Był spacer górami, narty, imprezki, poker i gorące źródła, wszystko czego potrzeba, żeby podsumować wyjazd jako bardzo udany. Jakoś tak się złożyło, że trzymałam kasę podczas tego wyjazdu, więc tym bardziej Janek się ucieszył, gdy wygrał sobie 80 zł w pokera. O północy puszczalismy lampiony do nieba i paliliśmy zimne ognie.
Mówi się, że taki jaki Nowy Rok, taki cały rok (albo to chodziło o wigilie?!) Większość osób miało prawdopodobnie tego dnia nieznośny ból głowy, co źle rokuje na resztę 2011. My byliśmy wymoczyć nasze pupki w wodach termalnych, co oznacza, że cały 2011 upłynie mi na byczeniu się w wannie.
Generalnie styczeń bywa ponury i przypadają na niego te wszystkie depresyjne dni, o których pisałam dokładnie rok temu. Na zimową depresję polecam np. kontakt z Olgą z ostatniej fotki- córkę dumnych rodziców Ani i Wojtka. Od razu jakoś na duszy weselej po kontakcie z takim małym ludzikiem. Na ponurą pogodę dobre są również opowieści z dalekiej podróży, ale to pozostawię już mojemu bratu...

p.s. acha, na koniec polecam bloga Zguby o modzie www.lovestylethings.pinger.pl