piątek, 22 lipca 2011

Starbacks w Zurychu, Winda do Nieba i Olga na Płótnie

Pod koniec czerwca miałam przyjemność po raz kolejny zawitać do Zurychu. Mimo, że byłam tam już parę razy, nie potrafiłabym nikomu poradzić co powinien zobaczyć i co zwiedzić. Nigdy jakoś nie mam ani czasu, ani weny na zwiedzanie. Zahaczam o Starbucksa, żeby kupić nowe kubki i zrobić sobie pod nim zdjęcie, a także o jakąś restaurację (najczęściej nie mającą nic wspólnego z kuchnią szwajcarską). Tak było i tym razem.
Głównym celem wyjazdu był kongres neurorehabilitacyjny INRS2011, gdzie co dwa lata podłapuję nowinki w świecie robotów do rehabilitacji.
Na miejsce dotarliśmy samochodem. Odkąd opanowałam sztukę teleportacji (podobno zasypiam zanim jeszcze zamkną się drzwi samochodu) podróż mija mi zawsze bardzo szybko. Starałam się od czasu do czasu wspierać błyskotliwą rozmową kierowcę, ale moje zbyt długie monologi mają raczej działanie usypiające. Ja osobiście nie nadaję się na kierowcę długodystansowego (na krótko raczej też nie), więc w spokoju mogłam oddać się mojej ulubionej fazie REM. Do hotelu dotarliśmy w środku nocy. Hotel mogę spokojnie polecić wszystkim , którzy wybierają się do Zurychu, a nie mają zamiaru zostawić tam wszystkich swoich oszczędności. Nazywa się Arte i znajduje się na obrzeżach miasta.
W ramach kongresu oprócz wykładów i warsztatów przygotowano również, krótką pieszą wycieczkę (na której zrobiłam to zdjęcie poniżej - ta niebieska plama to jezioro Zurych) i obiad na miejskim kąpielisku w ramach tzw. "Social Event". W ramach tego spotkania organizatorzy przygotowali również ... zawody sprawnościowe, m.in. noszenie jajka na łyżce i wody we wiadrze na głowie. Okazuje się , że Szwajcarzy nie są tacy drętwi za jakich ich mam. W ramach naszych wewnętrznych polskich social eventów wieczornych , znaleźliśmy znakomitą rodzinną włoską restaurację. Wracaliśmy tam każdego wieczora, a właściciel witał nas codziennie jak dawno niewidzianą familię. Staraliśmy się nie być dłużni. Z serwetek z restauracji nauczyliśmy się kilku włoskich słówek i za każdym razem żegnaliśmy go innymi włoskimi zwrotami.
Mimo, że jestem, kiepskim kierowcą, starałam się trochę jeździć wieczorami, żeby chłopcy mogli się napić zimnego szwajcarskiego piwka. Raz nawet zatrzymała mnie policja o 12.00 w nocy na rutynową kontrolę i zaczęła wypytywać po niemiecku co robimy w Szwajcarii i dokąd jedziemy. Pani z niemieckiego zawsze mówiła, że mamy wiedzieć pewne rzeczy nawet jak nas obudzą w środku nocy. No więc wykrzesałam z siebie najwyższą formę zdania "Wir... sind hier... auf die rehabilitation... Kongress"ufff, nawet nie wiem czy to dobrze, ale puścili nas dalej.
Generalnie wyjazd zaliczam do bardzo udanych.
Z innych nowości: Jolanta wyszła za mąż, a mała Olga Wieczorek ma już rok. Na ślubie nie mogło zabraknąć reprezentacji Technomexu. Muszę przyznać , że była to jedna ze śmieszniejszych mszy na jakiej byłam. Ksiądz Gwiazdor, co jakiś czas cytował teksy z reklam, a w ramach kazania zaśpiewał m.in. "Windą do Nieba" (nie wiem czy zdawał sobie sprawę z właściwego znaczenia słów w tej piosence) Do tego co jakiś czas przypominał o tym, że ma doktorat, a za nim stoi inny ksiądz, który jest profesorem. Ksiądz profesor był mistrzem drugiego planu i starał się nie przerywać monologów Doktora, który z kolei na koniec stwierdził, że Jola chciała uciec w połowie mszy. W każdym razie Państwo Młodzi wyglądali przepięknie, a kościół był super przystrojony. Mi i Oli aż się łezka w oku pojawiła, że nasze śluby były już rok temu.
Mała Olga też urodziła się już rok temu, ach jak ten czas leci. Z tej okazji postanowiłam zrobić małej Oldze prezent. Szczerze mówiąc nie liczyłam na to, że zainteresuje się nim od razu, ale, że może za kilka lat doceni swoją pamiątkę pierwszych urodzin od cioci Sikorki. Okazało się, że trochę wzbudziłam ciekawość Olgi, bo przyglądała się mojemu dziełu i pokazywała to na oko , to na nos. (chyba miała na myśli "Ciotka, ten nos zupełnie nie podobny, a oczy mam jeszcze bardziej zalotne") No nic, wam też dam do oceny moje dzieło roku (bo zdarza mi się malować z częstotliwością raz na rok) I serię pt. "How was it made?"


English

In June I had a pleasure to visit Zurich again. Although I was there already few times before, I would not be able to advise anyone, what to see and what exactly to visit. Somehow I never had time or the inspiration to explore it better. I always go to Starbucks to buy new cups and take a picture next to it and then I eat in a restaurant (most often, which has nothing to do with the Swiss kitchen). I also repeated that scenario this time.
The main purpose of the trip was the neurorehabilitation Congress INRS2011. Every two years I try to catch up the news regarding the rehabilitation robots.
We took a car to get there. Ever since I mastered the art of teleportation (I fall asleep before they lock the car door) the travel for me passes very quickly. I tried from time to time to assist the driver with my brilliant conversation, but my monologues are
too long, so they have rather soporific effect. I am personally not a very good long-distance driver (also not a short-distance one), so I was able to dive into my favorite REM phase during the hole trip. We arrived to the hotel is in the middle of the night. I can easily recommend it to all, who choose to travel to Zurich, and do not intend to leave all their savings there. It's called Arte, and is located outside of the city.
In addition to lectures and workshops, there was also a short hike included as a part of the congress (during which I took this picture below - this blue spot is Lake Zurich)
After it, the
"Social Event" dinner took place on the town swimming pool. As part of this meeting, the organizers have also prepared ... fitness competitions, including exercises like "an egg on a spoon" and "water in a bucket on your head". As part of our internal Polish social events in the evenings, we found a great Italian restaurant. We ate there every evening, and the owner greeted us always like a long ago not seen family. We also tried to make his day. We learned few Italian words from the napkins from the restaurant and every time we said goodbye with different Italian phrases.
Although I am a lousy driver, I tried to give a ride to the guys in the evenings, so they could enjoy a cold Swiss beer.
Once the policeman stopped me at 12.00 at night on a routine check up and he began to question me, what are we doing in Switzerland and where are we were going to. My German teacher used to always, that we should know certain things in German, even if we
are waken up in the middle of the night. So I cough out "Wir sind hier ... auf die rehabilitation... Kongress" Well, I do not know if it was any good, but they let us go. Overall, the trip was very successful.
Other news: Jolanta got married, and little Olga Wieczorek is a 1 year old now. Nice Technomex representation showed up at the wedding. I must admit that it was one of the funniest Mass, which I participated in. The priest quoted the texts from the advertisements and he sang the songs during the homily. From time to time he was reminding that has a doctorate, and behind him another priest is standing, who is actually a professor. Professor Priest was a master of the second plan and tried not to interrupt the Doctor's monologues, who said btw at the end that Jola wanted to escape in the middle of the mass. Anyway they both looked beautiful and the church was very nice decorated. Me and Ola were reminding ourselves, that our wedding was already a year ago.
Little Olga was born a year ago as well, oh how time flies. On this occasion I decided to do a small gift for Olga. Frankly I expected, that she will not be interested in it right away, but maybe in a few years she will appreciate this nice gift, from her aunt. It turned out that, she was a little bit curios of it already. She looked at my work and point out the eye, a the nose. (she probably meant, "The nose is not quite similar, and my eyes are more flirtatious") Well, I also put the picture here , for everyone to see, with pics "How was it made?"
(see above)