wtorek, 15 września 2009

Z szwagrowego punktu widzenia

Czym jest miłość? Z pewnością nie jest tematem, którego spodziewacie się w moich, powiedzmy, felietonach. I macie rację. Nawet nie będę próbował odpowiedzieć na to pytanie, bo po pierwsze nie wiem, a po drugie i tak nikt by nie potraktował tego poważnie. Możecie za to spytać Ani, ona powinna wiedzieć. W końcu swoją wiedzę ma udokumentowaną na jednym z palców u ręki.

Nie wiem, czy Ania pozwoli mi na swoim ślubie wygłosić przemówienie (nie wiem, czy sam bym tego chciał), więc pozwolę sobie napisać na blogu „przepisanie”.

Po raz pierwszy spotkałem Janka, gdy Ania przeprowadzała remont na „79”. Stał wtedy w pokoju i załamywał się nad umiejętnościami renowacyjnymi swojej przyszłej, jak się później okazało, narzeczonej. Ja wynosiłem na śmietnik wszystko co niepotrzebne lub wszystko co nie miało swojej nazwy i nie wiedzieliśmy do czego służy. Mijaliśmy się kilka razy z Jankiem na korytarzu w niezręcznej ciszy, raz po raz wymieniając mini uśmiechami. Ten okres, w którym żaden z nas za bardzo nie wiedział z kim ma do czynienia trwał aż do momentu (tak mi się przynajmniej wydaje), w którym rozegraliśmy pierwszy mecz w FIFĘ na PlayStation. Nie będę się rozwodzić (słowo rozwodzić nie jest chyba w tych okolicznościach na miejscu) kto wygrał, ale od tamtej pory było już znacznie zręczniej.

Potem przyszło Jankowi zmierzyć się z naszymi znajomymi. Nie wiem, czy najpierw przeprowadził śledztwo na naszej klasie, czy po prostu taki zbieg okoliczności, ale prawie z każdym miał wspólny temat. A to pociągi, a to paintball, a to muzyka, a to rowery… Wszyscy go polubili już po pierwszym spotkaniu. Szczególnie nasi rodzice, gdy Janek na Wielkanoc przyniósł pełną siatkę wędlin. Tata nigdy nie był tak szczęśliwy.
Nigdy nie wierzyłem w istnienie łóżek wodnych, możliwość zachorowania na wilka poprzez siedzenie na zimnej podłodze i wróżkom. Nie zmienię swojego zdania, pomimo tego, że jedna z tych kobiet z dużą kulą przepowiedziała Ani, że wyjdzie za mąż w wieku 27 lat, a wszystko na to wskazuje. Co prawda nie ma ustalonej jeszcze daty ślubu, a jedyna kula, jaką posiadam jest ze skóry i ma znaczek Adidasa, ale już dziś mogę Wam napisać, kiedy sakramentalne tak zostanie wypowiedziane. 10 lipca 2010 roku. Wtedy odbędzie się finał Mistrzostw Świata w piłce nożnej w RPA, a znając moje szczęście …

Witamy Janka w rodzinie Sikorskich i dziękuję. Dziękuję za to, że Ania przestanie wreszcie mi grozić, że jak mój ślub będzie wcześniej od jej to.... Życzę też miłych kłótni o swoją połową kołdry, o to kto ma mieć władzę nad pilotem, o to, czyja kolej na zmywanie oraz o to, skąd się wziął mini telewizor na Waszym weselu.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Sikorski - genialne (i poniekąd usprawiedliwiające tak długie milczenie na blogu).
Chciałem napisać, że z takim talentem marnujesz się na tej ekonomii, przy pizzy, na basenie itd. Ale to bzdura. Dziennikarstwo nie może być zawodem, a w każdym razie nie tym pierwszym. Skutków działalności tych, którzy są tylko dziennikarzami mamy w mediach dosyć.

Siwy