czwartek, 28 czerwca 2007

Krótkie notatki pisane przy śniadaniu...


Blog z rana jak śmietana. Nie mam za dużo czasu, bo oczywiście już jestem spóźniona, ale to nic do tosta można coś napisać na blogu. A więc w telegraficznym skrócie:
Po pierwsze co tu sie dzieje?!?Komentarze żyją własnym życiem i ktoś tu szykuje przewrót czerwcowy, żeby obalić moje rządy na moim własnym blogu. W drodze wyjaśnień - Adaś dostał pracę jako felietonista, bo miał dobre referencje, ale do awansu mu jeszcze daleko. Z resztą ubawiłam się jak czytałam co napisał, więc może po rozmowie w kadrach przeniosę go do działu "Zarąbiste teksty na bloga Sikorki" :)

No i widzę, że mamy kolejneeeeeeeeego, niesamowiteeeeeeego... magistra!!! Mgr Inż Cebulka. Anno gratulacje i ciesz się wakacjami:)

Kolejna informacja jest taka, że jestem w szoku, że już tyle odświeżeń strony. No dobra, mama przyznaj się ile razy wchodzisz na stronkę. Chociaż ja to też pewnie trochę nabijam, bo dzięki komentarzom wiem co i jak:)

Dzisiaj wreszcie będziemy obchodzić urodziny Agi. Lepiej późno niż później:) To tyle na chwilę obecną, bo biegnę do Agi, a potem do Candy.
Ale jutro może napisze dlaczego kolumbijska kawa jest najlepsza na świecie;)

P.S. Oczywiście jedzenie na fotce nie obrazuje w pełni mojej kromki z dżemem, no ale trudno, akurat Google nie miało zdjęcia mojego śniadania;)

wtorek, 26 czerwca 2007

Z bratowego punktu widzenia- cz.1

Ani blog to nie serwer amerykańskiego rządu i nie trudno się na niego wkraść (szczególnie jak się zna hasło). Więc od dzisiaj, ja, jej brat, będę od czasu do czasu zanudzał Was moimi wypocinami. Pani od polskiego nauczyła mnie, że zawsze należy zacząć od wstępu (a jak się zacznie od pytania retorycznego to już w ogóle jest wypas) , a więc jedna część jest już za mną.
W tym roku kontynuuję ratownikowanie (tego słowa na pewno już moja nauczycielka z polskiego mnie nie nauczyła), czyli dbam o to, żeby amerykańskie grube tyłki nie zaczęły się topić. Swoją drogą nie jest to takie trudne, bo zgodnie z prawami fizyki cięższe rzeczy są lepiej wypierane przez wodę.
Rankami pomagam Amerykanom być jeszcze grubszymi zanosząc im jedzenie, czyli po polskiemu, jestem kelnerem (tak, wiem, praca ta równie dobrze pasuje do mnie jak kucharz, którym byłem przed rokiem).
Praca ratownika nauczyła mnie jak na razie dwóch rzeczy: 1. ludzie wylatujący ze zjeżdżalni robią strasznie śmieszne miny; 2. Jeśli człowiek ma w swoim organizmie hormon odpowiedzialny za chęć do biegania, to na pewno jego poziom zwiększa się pod wpływem chlorowanej wody. Dzięki tej właściwości najczęściej powtarzane przeze mnie zdanie to "Noł raning" (No running-tłum.red.). Na basenie pracuje ze mną jakieś 7000 Rusków, no może trochę przesadziłem, 15. Po tych kilku dniach spędzonych we wschodnioeuropejskim środowisku, bardziej doceniłem to, że urodziłem się na zachód od Bugu. Na szczęście kilku zostało już wyrzuconych, m.in. za zaśnięcie na służbie. Mam nadzieje, że to nie jest początek Zimnej Wojny :)
Prze wyjazdem do Stanów jazda na rowerze była najfajniejszą rzeczą na świecie, a tu w Ameryce stała się moim największym wrogiem. Wstawanie o 6 rano i półgodzinna jazda do pracy nie jest tym, co tygryski lubią najbardziej. Mój bajk jest cięższy ode mnie i wydaje takie dźwięki, które żadna onomatopeja nie odzwierciedli (ło żesz ty, moja nauczycielka polskiego byłaby dumna gdyby to czytała). Droga do Sundary nie jest o wiele trudniejsza od etapu Tour de France i dzięki temu dojeżdżam do pracy wyczerpany niczym Michnik, po wypowiedzeniu zdania podrzędnie złożonego (znowu zaszpanowałem znajomością polskiego).
Nie mam żadnego pomysłu na zakończenie tej rozprawki, więc zakończę ją zagadką: Ilu Amerykanów potrzeba do wkręcenia żarówki? Odp. Żaden. Jakiś Polak, który przyjechał na Work and Travel pewnie od tego jest :)

Ps. Jeszcze jedna ciekawostka, "sikorka" po angielsku to "tit", szkoda tylko, że tit oznacza też "cycek" :)
Ps2. I jeszcze jedna ciekawostka, to prawda, że w Ameryce spełniają się marzenia. Mi się jedno spełniło...zagrałem w koszykówkę z murzynem (przegrałem 10:7, ale nie mogłem z nim wygrać, bo jestem biały, a jak wiadomo biali nie potrafią skakać i grać w kosza)

niedziela, 24 czerwca 2007

Dzień Ojca czyli 100 dni do powrotu:)


Wszystkiego najlepszego Tato z okazji dnia ojca:)
Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz pieniędzy;)!!!
Troszkę spóźnione życzenia, ale to przez zmianę czasu i dwie prace. Zadzwonimy w środę rano:)

Hehe, to tyle pełnej prywaty:)
100 dni do naszego powrotu, nie żebyśmy odliczali:) ale to naprawdę mija strasznie szybko.
Dwie prace dają popalić ,ale 2-3 kawy stawiają na nogi i luz.
W Sundarze pracuje się super tylko nie mogę sie doczekać tego momentu, kiedy będę wiedziała... co tam właściwie mam robić;) na razie w szale pracy, można się pogubić...coś tu śmierdzi...no nie!!!...jamnik strzelił właśnie kupę koło telewizora. No nic, a tak pięknie było mieć tylko rybki:)

piątek, 22 czerwca 2007

Zaległości:)

Ale mamy zaległości, że hej! Po pierwsze GRATULACJE dla następujących MAGISTRÓW: magistra Agnieszki R., Agnieszki T., Szefi, Ufo, Traczyka...za niedługo naprawdę nie będzie się co pokazywać na tym blogu bez tytułu przed nazwiskiem. Jak kogoś pominęłam, albo broni się w tym momencie, proszę o sobie przypomnieć (chociaż wątpię, żeby ktoś bronił się w piątek o 23:41;) ) Żałuję , że mnie nie było w Polandzie kiedy dane wam były te trzy literki:) W każdym razie dołączam się do gratulacji składanych wam przez rodziców, znajomych, barmana itp...


Wygląda prawie jak ten nasz kot, jak widzi suchy pokarm w kształcie rybek:)

Zaległości w sprawach bieżących czyli pierwszy dzień w drugiej pracy.
Od wczoraj pracuję jako kelnerka i barmanka w Sundara Spa. Oczywiście pierwszy dzień jest zawsze stresujący, można przecież wywalić kilo jagód na podłogę, dorąbać do wózka z talerzami i pomylić słowo Restroom z Restaurant ;) Ale chyba było dobrze, bo był i dzień drugi:) To jedno z takich miejsc, gdzie się nie chodzi tylko płynie, nie mówi, tylko szepcze. Żeby każdy klient czuł się zrelaksowaaaaaaany.

Takie nosimy wdzianka jak na fotce, ale to nie my na zdjęciu (do tego ujęcia wynajęliśmy fachowców czytaj. ściągnięte ze stronki Sundary;))


Adaś mówi , że w Spa nawet ziemniaki serwują w kształcie łabądków;) Tak, a propos to tu muszę napisać, że to zasługa Adasia, że nas tam wkręcił. Powinnam mu strzelić jakąś niespodziankę, ale pewnie skończyło by się na pieczeniu ciasta,hehe;) Do Sundary normalnie nie biorą popierdułek z Work and Travel. Rosjanom powiedzieli w recepcji, że przyjmują tylko na housekeeping. Widocznie Adaś ujął swoim urokiem szefową.
Działając pod przykrywką wyczaję jak powinno działać moje czekoladowe Spa;)
Nie mam jeszcze żadnych zdjęć Sundary, ale obstawiam , że aparat mógłby zaburzyć ZEN;) , więc nie wiem czy mi się uda je zrobić. Najwyżej mogę wrzucić link http://www.sundaraspa.com/ i zamieścić Sundarę, gdzie??? Na mapce oczywiście!!!


A więc krótka powtórka: czerwona kropka to nasz dom, czarna blisko domu t0 Candy Corner, następna czarna - Polynesian Adasia (tam jest ratownikiem i niczego sie nie boi). Zielona to Zoo, w którym pracuje Aga (Aga też jest ratownikiem gdzie indziej, ale to inna bajka) fioletowa kropka to motel Agi, NIEBIESKA to SUNDARA i pomarańczowa Lake Delton Motel
(mało ważne odkąd Aga się przeprowadziła). No, więc Adaś jeździ do Sundary rowerem, a ja moim czerwonym ścigaczem. Wydaje, się blisko od czerwonej kropki do niebieskiej, ale przez rzekę się nie da- Aga, nie płynę kajakiem, o nie;)


No, ładnie się rozpisałam, ale następne wolne to niedzielny wieczór, a potem wtorek rano, więc może być różnie ze spowiedzią:)

Ostatnia informacja jest taka, że Kasia i Diana wreszcie dały znak życia:) a jakby ktoś jeszcze nie miał , to to jest link do nich http://kate-and-diana.blogspot.com/
- ot taka blogowa sieć Polaków w USA - :)

środa, 20 czerwca 2007

Obiecuje naprawdę ostatni raz...




...wrzucam fotki słodkości. Ale to tylko dlatego , że Lisa- mama Carly -ma dzisiaj urodziny. Wiadomo jaki jest mój drugi fakultet i kto jest moim promotorem - dr. Oetker. Niestety nie mam tu jego magicznego proszku, ale jakoś walczę. Jestem trochę uzależniona od pieczenia, ale od jutra będę na odwyku. Jutro pierwszy dzień drugiej pracy. Więc no more sweets. Narysowałam też pieska- Fitcha , fotka poniżej (strasznie się wiercił). Jak Lisa wróci z pracy to mnie już nie będzie, ale będzie mieć fajną niespodziankę.
Na moje imieniny mam nadzieje, że też mi ktoś coś upiecze:)

wtorek, 19 czerwca 2007

Candy Corner





Jennifer zarzuca mi , że tyle się znamy a nie zrobiłam jej żadnego zdjęcia. No, więc wrzucam tutaj jej zdjęcie , które zrobiłam dzisiaj. Przypominam , że to moja szefowa, młodsza o 3 lata.
Strzeliłam też parę fotek w sklepie. Dużo się nie zmieniło, dorzucili do oferty popcorn w 15 smakach i precle z mikroweli;) W tym roku pracuję na drugą zmianę, czyli rano się wysypiam, ale zamykamy koło północy. Dalej robimy Fudge , czyli max słodka czekoladę. To te klocki zapakowane w foliałkę.

Adaś miał dzisiaj pierwszy dzień treningu na ... kelnera;)
Kucharzem też nigdy nie był, więc zobaczymy jak mu pójdzie tym razem.
Z innych nowości, to zaliczyłam pierwszą wywrotkę na skuterze. Na szczęście nic się nie stało. Tzn. lusterko się potrzaskało, moje kolano też, migacz się wygiął i miałam stresa potem znowu na niego wsiąść. Wszystko naprawione i nawet dorzuciłam koszyk na tył. Kask chyba też dorzucę:)

poniedziałek, 18 czerwca 2007

Prawie jak Vegas...



Adaś legalnie może już hazardować, bo ma 21 lat, więc zaliczyliśmy kasyno. Mój bilans: 16 $ w plecy. Adaś-jako, że szczęście początkującego sprzyja, wygrał 8$;) Taka kasa, że można pracę rzucać;)
Dzisiaj Aga ma urodziny. Niestety pracuje cały dzień, więc raczej nie będziemy świętować, ale i tak STO LAT, STO LAT, NIECH ŻYJE, ŻYJE NAM, NIECH ŻYJE NAAAAAAM!!!Nadrobimy jak wszyscy będą mieć wolne.
Powoli zaczyna się prawdziwe życie Work and Travel, grafiki poustawiane, małe pierdółki pozałatwiane. Ciągle jeszcze bój o drugą pracę, ale od tego tygodnia wszystko powinno stać się jasne...

sobota, 16 czerwca 2007

Adaś jest ratownikiem i niczego się nie boi:)


Adaś zdał dzisiaj swój, już chyba naprawdę ostatni, egzamin. Dobrze mu poszło i teraz może ratować ludzi:) Pierwszą osobą jaką uratował, był...Adaś;) Wyrąbał kolanem o dno basenu i walnął głową w ścianę, bo miał zamknięte oczy:) Aż strach się bać iść na basen, jak tam tacy ratownicy. Aga załatwiła nam wejściówkę na basen, na którym z kolei ona pracuje (spokojnie nie umieszczę go na mapie;)), więc wczoraj w nasz dzień wolny byłyśmy na zjeżdżalniach. Wybrałyśmy się też do kina, na film "Ocean's thirtheen" i nie zgadniecie, nie było napisów;)
W ogóle Madzia GRATULACJE!!! Witaj w świecie gdzie...wszystko jest takie same, ale można odbierać telefony"Pani Magister , słucham...";)

czwartek, 14 czerwca 2007

Ciąg dalszy"Listów z Ameryki"(prawie jak listy Sienkiewicza)...


Wczoraj wybrałam się na mojej rakiecie-skuterze do Agi, która mieszka (właściwie mieszkała, bo się wczoraj wyprowadziła:) ) w motelu w Lake Delton (w tym, w którym ja kiedyś pracowałam)- na mapce to będzie pomarańczowa kropka;)Po drodze zatankowałam mojego ścigacza. Zatankowanie pełnego baku kosztowało mnie 1$ i 18 centów. Babeczka za kasą na stacji benzynowej zastanawiała się pewnie czy czasem nie zatankowałam kosiarki, skoro mam tak zawrotną kwotę do zapłacenia. Niestety w motelu natknęłam się na ex-szefów i mieliśmy bardzo uprzejmą rozmowę:
-Ja:"Jak tam interes się kręci?"
-Ania:"Dobrze, tylko dzieci jeszcze nie zgraduejtowały highshoolów, więc rodziny nie przyjeżdżają z Ilinois. Ale jest sprzątanie, wyrzucanie garbeci i that's it."
-Ja:"Eeee...no tak";)
Czyli generalnie Polglish. No, ale z basenu i tak skorzystałam, tym razem nie incognito;)
Aga wzięła nas potem do jej Z.O.O., w którym chce pracować. Czyli serio jak u Sienkiewicza - on tam też miał jakieś tygrysy w "Pustyni i w Puszczy";)
No to sobie połaziłyśmy trochę, wpadając co chwila na wycieczki polskie z Chicago. Timbavati (zoo) niech będzie zielone na mapce a nowe miejsce zamieszkania Agi- fioletowe wyglądające jak czarne;)
Wieczorem praca- Jennifer pokazała mi krótką grę, głównie chodzi o to , żeby znaleźć Waldo- to taki koleś w białej bluzie w czerwone paski. Spróbujcie, wrzucam na filmikach. Tak, tak, w sklepie ,też się nie przemęczamy. A wieczorkiem dyskoteka w Marley'sie...:)

środa, 13 czerwca 2007

Tym razem nie murzynek , ino biały;)




A to dowód na to,że naprawdę muszę już iść do drugiej pracy,bo mam chyba za dużo wolnego czasu:) Ciasto urodzinowe dla naszego znajomego Felipe. Aga ma urodziny w sobotę ,a hamerykańska mama 20 czerwca ,więc albo rzucę moje zamiłowanie do pieczenia, albo będę musiała rzucić pracę;)

Oj robi się gorąco...


...słyszałam, że w Polandzie się prażycie. No to my chyba też zaczynamy. Pogoda w Wisconsin Dells jest zaskakująco podobna do tej w Katowicach. Nasz domek ma dużo atrakcji, ale basenu tu nie mamy. Żeby jednak nie dać się upałom, skorzystałam z basenu w motelu , w którym kiedyś pracowałam. Ponieważ nie mam za dobrych wspomnień, jeśli chodzi o właścicieli-ex-szefów,więc ubrałam okulary przeciwsłoneczne i udawałam, że jestem Bułgarką z pokoju 18;)
Po za tym Adaś uczy się do egzaminu na ratownika (a myślał , że już wszystko zdał w tej sesji, hehe;)) No i zdecydowanie trzeba by wreszcie iść do drugiej pracy, ale to dopiero w przyszłym tygodniu, szczegóły, żeby nie zapeszyć, już wkrótce:)
A na zdjęciu 3 muszkieterowie: Aga, Sikorka (Misiek-niezaręczony;) ) i Sikorski:)

wtorek, 12 czerwca 2007

Chyba widziałem Bobra:)


Dzisiaj Jennifer oświadczyła mi, że z okazji jej 21 urodzin mam skoczyć razem z nią...ze spadochronem!!! Powiedziała, że muszę się zgodzić ,bo inaczej będę zwolniona;) Jej urodziny są we wrześniu, więc mam ok 3 miesiące na budowanie psychy. Nie umiem skoczyć z najniższej platformy na skoczni (spędziłam tam kiedyś pół godziny, a potem i tak zeszłam), więc spadochron to będzie pikuś...Przyjechała wreszcie i ostatnia zguba do Wisconsin-Aga. Poszliśmy na fotostopy nad rzekę i złapałam na kamerę bobra:)

poniedziałek, 11 czerwca 2007

"Tak na marginesie, za nim naładuje kamerę,żeby wrzucić jakieś fotki...;)"

Ale super w ogóle,że od was tu mam wiadomości, chociaż licznik odwiedzin, to pewnie mi moja mama nabija;) Po długim słodkim dniu, zawsze dobrze jest coś poczytać po polskiemu.
Dzisiaj, po czterech latach naszej znajomości z Jennifer, zapytała się mnie "eee a jak ty w ogóle masz na imię"- centralnie- chodziło jej o to czy Ania czy Anna, ale i tak siara jak nic.
Aga tu specjalnie dla ciebie, pikantne szczegóły, więc idę sobie miastem ,a jakiś Amerykanin mnie zaczepia i mówi "Ej w zeszłym roku miałaś inna fryzurę;) (asymetria i puszystość) "
Czyli mam respect w mieście;)
A tak na marginesie, to nie prawda ,że Amerykanie się źle odżywiają, zauważyłam ,że uwielbiają owoce...a głównie truskawki w czekoladzie, jabłka w karmelu i pomarańcze w cukrze:)

niedziela, 10 czerwca 2007

A co u was słychać?...

"Acha...coś nic nie pisze, znaczy , że wreszcie zaczęła pracować;)"-no tak chyba sezon się zaczyna, bo ludzie rzucają się na czekoladę i lody, więc urzęduję w sklepie cały dzień.
Amerykańskie nastolatki, z którymi pracuję, chcą , żebym je uczyła jak powiedzieć"Jesteś głupią kupą".
Ale to bardzo dobrze, że nie mam czasu na pisanie, bo możecie przynajmniej napisać co nowego w Polandzie. Misiek się zaręczył i ...CONGRATULATIONS!!!...:), Nelly się wkrótce broni, z resztą chyba nie tylko ona, Kasia i Diana pakują manatki i sruuuu to USA. Więc już pisać mi tu szybko, co i jak...;)

piątek, 8 czerwca 2007

Tornado

Dobrze jest od czasu do czasu pooglądać trochę prognozę pogody...Od tego momentu niech moja mama już nie czyta;)...żeby wiedzieć gdzie np. jest ...tornado. Wczoraj mieliśmy jedno w Wisconsin. Wprawdzie ta cała trąba ominęła Wisconsin Dells, ale prąd i tak nam wysiadł. Zdjęć nie zrobiłam, a szkoda;)

"Najważniejszy jest dobry plan..."

...więc plan jest taki,żeby było dobrze, a resztę się zobaczy;) A co do planu sytuacyjnego to czerwona kropka to nasz domek na prerii. Czarne kropki to tam gdzie pracujemy (nie na czarno). Ta czarna kropka na żółtym, bliżej domu, to oczywiście moja praca, no bo komu by się chciało jeździć na rowerze do tej drugiej kropki- praca Adasia:)

czwartek, 7 czerwca 2007

Zrobiłam murzynka...

...jakkolwiek zabrzmiał tytuł chodzi oczywiście o... ciasto, hehe ;) Ponieważ jestem dzisiaj na bezrobociu i jest Boże Ciało w Polsce i ponieważ przez przypadek wyłączyłam lodówkę w sklepie z gniazdka i wszystko się zepsuło i potrzebuję jakiegoś niezłego chwytu poniżej pasa ,żeby udobruchać Jennifer, i ponieważ lubię murzynki, bo nie jestem rasistką... no to upiekłam. Czułam się wprawdzie jak w tych japońskich grach, gdzie jesteś w pokoju i musisz wykorzystać różne rzeczy ,żeby z niego wyjść. Nie miałam pojęcia jak obsługuje się amerykański mikser, jak jest po angielsku tarta bułka i czy można użyć gorącej czekolady zamiast kakao:)

Pare słów o gospodarzach...

Oprócz zwierząt są oczywiście ludzie. Amerykańska mama i tata. Mama pracuje w sądzie , a tata -były policjant- jest teraz koronerem, więc jego raczej nie pytamy "jak było w pracy?";)
W ogóle dobrze, że mamy papiery na pobyt w USA, bo biorąc pod uwagę ich zawody, to żyjemy w centrum prawa i sprawiedliwości...;)

Mimo,że jesteśmy daleko...

... i tak cierpimy z powodu ...Armenii!!! Gdzie to w ogóle jest, jakaś Armenia;)

Mieszkańcy...

Więc jest Garfield, Lilly i Fitch. Nigdy nie miałam zwierząt ,więc nie wiem jak się je obsługuje, ale jakoś do tego dojdę;)

środa, 6 czerwca 2007

Co zrobić żeby nie być bezdomnym:)

Trzeba się trochę nachodzić i poczytać tabliczki FOR RENT, a potem iść do Candy Storu i pomarudzić , że wszędzie jest kulawo itd. Potem przypadkowo rodzice jednej z amerykańskich nastolatek powiedzą , że przecież oni chcą wynająć u siebie i wtedy należy powiedzieć "yes,yes,yes":)

Maleństwo Ewy...

Podróż minęła nam spokojnie, nie siedzieliśmy koło araba z bombą;) Zagadałam babeczkę, która siedziała obok, chyba na śmierć. Chciała się pewnie przesiąść do innego samolotu, ale nie jest to chyba możliwe nad Atlantykiem:) Po 26 godzinach czuwania, poszliśmy wreszcie spać, żeby obudzić się o 5 rano - bo przecież w Polsce jest już południe.I tak przez 2 dni. Dobrze, że mogliśmy spędzić te dwa dni u Ewy i jej maleństwa. Gucio ma już 2 miesiące, a jak będziemy wracać, to będzie już 6 miesięcznym bobasem. W tym miejscu duże thank you dla Ewy i Hudsona za gościnę:) Zrobiliśmy ogromniaste zakupy w polskim sklepie na jakieś 3 tygodnie, a potem busem do Wisconsin...

No to otwieram bloga:)

Blog, po to,żeby było wiadomo, że Sikorka nie została upolowana za morzem i po to żeby mieć kontakt z Polandem:) a więc do roboty...