czwartek, 5 maja 2011

Duuużo skał, chińczyk i śnieg...Majówka 2011

Dawno już nie byłam na tak udanym wyjeździe. Po eskapadach w stylu "pupeczka z samochodu do hotelu" powoli przestawałam wierzyć, że znowu pojadę w góry.
Na szczęście "Tam gdzie byłych harcerek dwie, tam szansa na Góry i Kudowę".
Już w piątek wyruszyłyśmy z Marysią samochodem, zaraz po pracy, żeby wcześniej odebrać klucze do naszych pokoi.
(miejsce na reklamę : www.linda-kudowa.pl, 35 zł za noc).
Podstawowa zasada dwóch kobiet jadących autem to sprawić żeby podróż się nie dłużyła.
Zaczęłyśmy, więc klachać w Gliwicach i skończyłyśmy na granicy z Czechami, bo okazało się, że przegadałyśmy zakręt do Kudowej.
Patrol tropiący dojechał w nocy, a samotny jeździec na motorze Damian, następnego dnia.
W sobotę udało nam się zaliczyć "Błędne Skały" i już w pełnym składzie "Szczeliniec".
W niektórych miejscach trzeba przecisnąć się wąskimi przesmykami, więc nie polecam białych strojów lub rozłożystych sukien balowych ( suknie ślubne na pewno odpadają). Na zdjęciu my w szczelinie i jakiś Pan na końcu - tzw. mistrz piątego planu.
Kto żywi się wyłącznie fastfoodem, niestety utyka na pierwszej skalnej bramce.
W niedzielę wyruszyliśmy do skalnego miasta w Czechach.
Teplickie i Adrszpaskie Skały, są niesamowite. Te pierwsze, są teoretycznie mniej spektakularne, ale za to bardziej urokliwe. Te drugie, niby bardziej komercyjne, ale zaskakujące widokami, jak choćby tego lazurowego jeziorka ze zdjęciu.
Dość interesujące były nazwy skał np. "jeż na żabie" czy "ręka trzymająca loda". Nasi zachodnio-południowi sąsiedzi spod znaku knedlików, mają naprawdę ułańską fantazję. My również nazywałyśmy skały i do tego po czesku. I tak nasza wersja jednej z formacji to: "Oprzyrządowana glista" ponieważ skała przypominała, nam studentkom fizjoterapii, tasiemca uzbrojonego.
Na moją szczególną uwagę zasłużyła również "Dolina Anny". W poniedziałek żeńska część wycieczki wybrała się na "Grzyby" (skalne oczywiście), a męska na pizzę z grzybami.
Popołudniu przypadkiem trafiliśmy do kaplicy czaszek. Na ścianach niewielkiego pomieszczenia znajduje się około 3000 czaszek i ludzkich kości, a w krypcie pod kaplicą kolejne 20-30 tysięcy. Generalnie da się odczuć powagę tego miejsca, a po plecach przebiega dreszcz niepokoju.

Kudowa, jak na uzdrowisko przystało, ma do zaoferowania również wody mineralne. Po pierwsze trzeba mieć pełną świadomość, że piję się wodę leczniczą, inaczej mamy wrażenie, że woda z jednego z dwóch źródeł, to kranówa z przerdzewiałych rur. Wieczór upłynął nam na biciu rekordów w grze w sześcioosobowego ... Chińczyka. Był to swoisty maraton, ja odpadłam (lub raczej padłam) o 1.00 , zwyciężyła Marysia (około 2.00).
Ostatniego dnia rano dostałam sms-a następującej treści "Idziemy na narty?". Odsunęłam zasłony, a tam 1 stycznia. Dzięki temu ostatniemu podrygowi Pani Zimy wracaliśmy do domu 7 godzin. Nie omieszkaliśmy podzielić się tą wiadomością oraz aktualną sytuacją na drogach województwa dolnośląskiego ze słuchaczami radia Wrocław. Na antenie pozdrowiliśmy "Damiana i Marysię z samochodu przed nami". Prowadzący pogratulował nam dobrego nastroju mimo tych niesprzyjających warunków atmosferycznych. Po kolejnych komunikatach radiowych i po krótkim rozeznaniu sytuacji przed nami, postanowiliśmy zawrócić i ruszyć inną drogą. Jak to mówią: Lepiej długo jechać przez Czechy, niż długo stać w Polsce (przysłowie własne, mało patriotyczne). I tak krętymi górskimi drogami dotarliśmy do domu. Jedynie Damian musiał wracać po swój motor kilka dni później...
Podsumowując, skały, skałki, skałeczki, słońce i dobrzy znajomi to całkiem dobry przepis na udaną majówkę.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Prawie zazdroszczę śnieżnej majówki,a żywa narracja +dowcip językowy+piękne fotki kuszą,by natychmiast tam jechać i deptać piękne czeskie i obłędne błędne polskie skałki...Pozdrawiam Janka i czule ściskam kolorową Sikorkę!frrr...