piątek, 15 sierpnia 2008

Topless, Paella i inne pierwsze wrażenia z Majorki


Na czym to stanęliśmy?! Acha, na tym, że po pełnej przygód nocy, poszliśmy wreszcie spać nad ranem. Jesteśmy jednak Polakami z krwi i kości, w związku z tym mimo, że spaliśmy tylko 2 godziny - nie przepuściliśmy śniadania all inclusive. Tego się po prostu nie robi;)
Normalnie nie zawracałabym sobie głowy opisem jedzenia, ale frytki na śniadanie, nie przejdą bez echa. Wszystko za sprawą wszechobecnych Anglików. I tak z mojego apetytu na zakosztowanie prawdziwej Hiszpani, zostało zakosztowanie jajek na bekonie.
Nie poddawajmy się jednak, tam gdzieś na tej wyspie jest na pewno Hiszpania, trzeba tylko wyjść jej na przeciw.
Zacznijmy od plaży, bo najbliżej. Hmmm, tutaj chyba jej nie wiele, ale za to Angielki opalają się topless. Po widoku gołych Anglików w nocy, nie był to już żaden szok. Na szczęście są trzciniaste, czy jakieś takie, parasolki, które pozwalają poczuć się jak na Majorce, a nie jak w Londynie.
Wracając jeszcze na chwilkę do zagadnienia "Topless" czy jak mówią inni "Monokini"- jest to zjawisko bardzo powszechne, zarówno wśród młodych kobiet jak i pań na emeryturze. Ponieważ chcę, żeby mojego bloga można było czytać również przed 23 tą, zamieszczę zdjęcie pań leżących na brzuchu (nie widać również twarzy, więc nie zażądają ode mnie honorarium za sesję plenerową na Majorce)
Gdzie by tu jeszcze poszukać Hiszpani?
Na pewno trzeba będzie pojechać na północ Majorki, żeby zobaczyć przepiękne małe miejscowości położone wysoko w górach, zjechać serpentynami do morza i pohablać po espaniolu. No trzeba będzie, ale może damy jeszcze szanse naszej miejscowości- Magaluf.
Na pewno bardzo hiszpańska jest Paella, czyli takie danie z ryżu i z tym co akurat jest w kuchni.
Wiele razy robiliśmy ją w domu, a przyrządza się ją w następujący sposób:
- kupuje mrożonkę z napisem Paella
-wrzuca na patelnie
- i je;)
Generalnie była szansa na dosłowne zakosztowanie Hiszpani i popicie Sangrią. Mała restauracyjka z miłym kelnerem załatwiła sprawę. Tym razem z talerza nie patrzyły na nas mrożone kawałki papryki, ale jakieś morskie stworzenie. Sangria była przeznaczona dla nas obojga, ale można powiedzieć, że ja się nią bardziej zaopiekowałam;)

Czyli można podsumować, że aklimatyzacja przebiegała pomyślnie.
Wstępne rozeznanie za nami, zwyczaje oraz smak jedzenia miejscowej ludności zaliczone.

Poznaliśmy też pewną przefantastyczną rodzinkę z Polski, z którymi później trzymaliśmy, ale na nich to trzeba poświęcić przynajmniej z pół posta;)

A w następnym odcinku telenoweli przygodowej z Majorki:
zdjęcie z Chopinem, bliskie spotkanie z osiołem i górska droga śmierci prowadząca do morza.

Zapraszamy przed komputery;)

English version

(with a little delay, as usually)


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

No oczywiście ja czekam na każdego Twego posta! Mam nadzieję, że hiszpański już masz teraz w małym paluszku. Widzę, że z kimś się tam pięknie fotografujesz! hmm... ładnie, ładnie... przyjeżdzam w październiku to porozmawiamy.
Buziaki
Ania