piątek, 7 września 2007

100 dni w USA, czyli Polski Festyn:)


Skuter zdechł... jeszcze tylko 5 dni pracy w Sundarze, a on mi taki numer wywinął. Próbowałam cisnąć na rowerze , tak jak Adaś, ale taki ze mnie Lance Armstrong, że prowadziłam prawie przez pół drogi. Jak wyjeżdżałam z domu, to była noc, jak dojechałam to był dzień. W Candy mamy małą manufakturę, robiąc ok 2000 czekoladek dziennie. Jutro zaczyna się polski festyn, czyli drogie kiełbasy, Polka i wódka, czyli tak jak nas Amerykanie widzą. Przy okazji dowcip o Polakach, który opowiedziałą mi babcia Carly:

Przychodzi Polak do sklepu, i pyta o polską kiełbasę. Sprzedawca na to:
"O pan musi być Polakiem"
"No..., tak jestem, ale czy jakbym zapytał o Lasagnie, to zapytałby pan czy jestem Włochem?"
"No..., nie"
"Czy jakbym zapytał o bratwurst , to zapytałby pan czy jestem Niemcem?",
"No..., nie"
"To czemu pan zapytał czy jestem Polakiem???"
"Bo jest pan w Media Markt":)

Acha, no i zarezerwowaliśmy wycieczkę na koniec wakacji, ale na razie tajemnica:)

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Only 13 days left!
Great party this weekend...
Take Care, Nelly:))

kate&diana pisze...

sikorku obijasz się nam troszku :)

Sikorka pisze...

no troszku to ja sie poobijam, wkrotce, jak sie skonczy praca ,a zaczna wojarze ;)

Sikorka pisze...

ok, wiem,wojaże...