Dzień drugi wyprawy:
Jak już pisałam spędziliśmy w domku Ewy w Chicago, zabawialiśmy Gucinka, zamęczaliśmy koty i robiliśmy foty...
Dzień trzeci:
Dzisiaj wsiedliśmy w samolot do ... Miami. Pogoda na razie szału nie robi, ale cało, zdrowo i bez sensacji żołądkowo-jelitowych dolecieliśmy, a potem dojechaliśmy do naszego hotelu. Wprawdzie coś zmajstrowaliśmy z systemem na lotnisku , bo Adaś w systemie był panem Doktorem- cholera , a ja na tego magistra tyle czasu poświęciłam bez sensu.
Modlił się tylko, żeby nikt w samolocie nie zapytał "Czy na pokładzie jest lekarz?". Trochę posiedzieliśmy na lotnisku zanim przyjechał po nas bus, ale był czas na polskie kanapki zrobione z pysznego chicagowsko-polskiego chleba (dzięki Ewuś:) ) i zagadanie hiszpańskojęzycznej społeczności ;)
Na zdjęciu pan Doktor ciężko pracujący w naszym pokoju hotelowym i Aga ciężko fotująca:)
Jutro jeszcze tutaj , a w poniedziałek w dalszą podróż...
5 komentarzy:
pozostaje tylko powiedzieć: witaj przygodo :D bawcie się dobrze, jak tam się gdzieś przewinie jakiś policjant z Miami albo gliniarz i prokurator, to weźcie ich do Polski, co?? Please...
I zapomniałam o najważniejszym! Wszystkiego najlepszego z okazji PIERWSZEGO DNIA JESIENI!!!!
no to sobie miami wzięło do serca ten pierwszy dzień jesieni:)leeeeeeeeeeeeejeeee:)
Brakuje mi dalszych reportaży z Waszej podróży. Czekam na nie z niecierpliwością. Buziaki, mama
tam gdzie byliśmy nie było neta, ale już wkrótce pełna relacja:)i to dwujęzyczna:)z resztą już za niedługo w domku, jak nie relacja stąd to update w domu;)Ania
Prześlij komentarz