niedziela, 14 września 2008

Ostatnie wspomnienia z wakacji i znowu...śluby;)


Taka już specyfika naszego klimatu, że jak tylko zrobi się wrzesień, to robi się też zimno. Wtedy można albo włączyć grzejnik, albo spróbować przejrzeć zdjęcia z ciepłych lipcowo-sierpniowych dni, żeby przynajmniej trochę się dogrzać. W każdym razie, w ostatnim wspominkowym poście wrzućmy fotki z Hiszpańskiej Nocy. Nie wnikam jak wyglądają inne nocy Hiszpanów, ale ta była taneczna, rozśpiewana, a gwoździem programu była giętka kobieta
(czyli pewnie u Hiszpanów taka noc zdarza się bardzo często).
Zacznijmu jednak od opisania niezwykłego ślubu i na ślubie skończmy (no nic, takie czasy, że co chwilę kogoś ślub trafia)
W drodze na show (bo tym jest Hiszpańska Noc) wysiedliśmy na chwilę w Palma de Mallorka, żeby zebrać resztę załogi wybierajacej się na przedstawienie. Ponieważ w stolicy Majorki stoi piękna katedra, wysiedliśmy na chwilę, żeby zrobić sobie z nią fotki. Moją uwagę przykuła dziwnie ubrana Panna Młoda i jej...rzymski narzeczony. Trochę ich zdziwiło, że jakaś babeczka z Polski chce sobie z nimi zrobi zdjęcie, ale przystali na moją propozycję. Po krótkiej przerwie, dotarliśmy wreszcie do teatru El Fuero ze śliczną fontanną i ogrodem. Usiedliśmy przy stoliku z Anglikami. Trzeba było omijać tematykę angielskiego jedzenia w naszym hotelu, że na przykład na śniadanie bekon i frytki. A potem się zaczęło... Światła, aktorzy, tancerze, komicy i kobieta guma. Na początku wystąpiło czterech wokalistów w średnim wieku, śpiewajacych z urokiem Julio Iglesjasa. Później było flamenco, tańce brzucha, a nawet hiszpańskie tańce irlandzkie:) Do tego na dokładkę komik, a jako danie główne - kobieta w sieci. Nie muszę chyba dodawać, że były to dość ciekawe akrobacje, które szczególnie podobały się męskiej części publiczności (po występie wzrosło pewnie ich zainteresowanie akcesoriami rybackimi oraz ich wykorzystaniem). Na koniec wielki finał i taraaaa, hiszpańska noc zaliczona ( nie mylić z zaliczeniem w hiszpańską noc ;) )
Po tak niewybrednym żarcie, przejdźmy do tematów bardziej odpowiednich, a mianowicie do pewnej polskiej rodziny. Co tu dużo mówić, wakacje są jeszcze bardziej udane, jeśli na swoim szlaku spotkasz kogoś kto, wymyśli nocne gokarty, zna knajpkę z pokazami Capoeiry (chłopaki wyginające się na parkiecie w ramach pokazu sztuki walki, jako atrakcja równoważna występowi kobiety w sieci) do tego świetnie dogadującego się z Hiszpanami po Polsku, a nie będącego sztabem kaowców hotelu, ale czteroosobową rodziną. Poniżej foteczka z ostatniego dnia. Pozdrawiamy gorąco ze Śląska, jeśli udało wam się trafić na ślad tego wpisu:) Wszystko co dobre, ciepłe, hiszpańskie z niebieskim morzem, szybko się kończy, więc przyszedł również i dzień odlotu. Sikorka wzięła więc swój bagaż i w Poświacie zachodzącego słońca przyleciała do domu:)
The End
Zaraz, zaraz, obiecałam , że wpis zacznie się i skończy ślubem. A więc... poniżej zdjęcie pary młodej, na której weselu byliśmy niedawno. Fotka oczywiście w moim ulubionym stylu, czyli "przekszywiony tort weselny z Państwem Młodym" jako już trzecie takie zdjęcie w kolekcji.
Wszystkiego naj dla Radka i Emilki:)

P.S. Redakcja zwraca się z uprzejmą prośbą o niedopytywanie się o wersję angielską;)














.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Jeśli lubicie podróżować, to przeczytajcie najnowsze "Podróże". W pomiędzy niesamowitymi zdjęciami a esejem Olgi Tokarczuk jest artykuł o Mauritiusie. Być może następnym miejscem będzie właśnie ta urzekająco kolorowa wyspa....czego szczerze życzę.