środa, 10 grudnia 2008

Szwajcaria po raz pierwszy...


Gdyby dalej wbijali pieczątki do paszportu, mogłoby się okazać, że zbieram je jak Pokemony. Tym razem wysłali mnie na misję do krainy czekoladek, scyzoryków, sera i neutralności - czytaj Szwajcarii. Oczywiście wydawało mi się, że skoro byłam już za granicą, to kolejny wyjazd to bułka z masłem. No, cóż, czasem przydaje się więcej pokory...
Samolot odlatywał z Warszawki, więc skoro świt stawiłam się na dworcu PKP w Katowicach. Wyliczyłam sobie, że pociąg dojedzie na czas do stolicy. Wezmę taxi lub busa, pojadę na lotnisko i spokojnie wyląduję w Zurychu. Nie przewidziałam jednak jednego... Jeśli ktoś chciałby ustawiać zegarek wg PKP, mógłby obchodzić święta Bożego Narodzenia w maju... Pociąg oczywiście spóźniał się już 25 minut, a melodyjny głos z głośników dodawał jeszcze"spóźnienie może ulec zmianie". Ok, no to włączyła mi się lampka z napisem "O kurde!" i do tego szybka analiza " jeśli to spóźni się tyle, to na to spóźnię się tyle, a wtedy..." No, nic pozostaje albo pięć paciorków różańca, albo autem do Warszawy. Na szczęście, wymyślanie planu B przerwał znowu melodyjny głos ogłaszając dobrą nowinę "wjedzie na tor drugi przy peronie czwartym"...Uff, trochę roztrzęsiona weszłam do pociągu, wcisnęłam walizkę na półkę i usiadłam. Nagle znikąd pojawił się kontroler i najzwyczajniej w świecie poprosił o bilet. Pamiętałam, że przed wyjściem sprawdzałam jeszcze czy go mam w torebce, więc wyciągnęłam go pewnie z bocznej przegródki i wręczyłam kontrolerowi. Spojrzał na mnie dziwnie i zapytał : "-Co to jest!?". Ja spojrzałam jeszcze dziwniej i inteligentnie odpowiedziałam:"-Bilet".
"-No to, to widzę, ale na tym bilecie to Pani raczej do Warszawy nie dojedzie"- uprzejmie poinformował mnie Pan Konduktor.
Wyrwałam Panu bilet z ręki i czytam co jest tam napisane: "4 zł , trasa Gliwice -Katowice !!!??? "
By to szlag, jak się wali to pakietami. Spokojnie, ...wdech... wydech, na paciorki chwilowo nie ma czasu... ale przecież kupowałam, pamiętam i nawet mam paragon...
"- Szuka Pani, czy wypisujemy nowy?" "Eeee, szukam... eee...pomoże mi Pan z walizką...eee...to gdzieś chyba tu...a może nie...może położyłam w domu na stole jak...eee...a ile kosztuje nowy tak w ogóle...hmmm...o JEEEEST!!! E tam wiedziałam, że będzie tu na bank:)))))
Nareszcie spokój, jadę już do tej Warszawy zdążę na samolot, tylko żebym nie zasnęłą, bo mogę przegapić stację...zzz....zzzzzz...zzzzzzzzzzzzzzz........

......"Warszawa Centralna, prosimy wysiadajacych podróżnych o sprawdzenie czy bagaż podręczny nie został zostawiony w przedziale" .... Jezu, dobrze, że mają automatyczne budzenie...

Puenta na szczęście jest taka, że doleciałam cała i zdrowa do Zurychu, gorzej z powrotem, ale o tym następnym razem:)

English version coming... (no, but seriously it is coming) :)

Ok, so let's translate what's above. It seems, that lately I visited more places, that I would ever expected, but since I already have been abroad, I thought that another trip would be just piece of cake. Well I was wrong...
I planed that if I will take the morning train I will make on time for my plane and I will arrive safely in Zurich. I just didn't predict that our trains are usually not really on time. So, here I'm, standing on the platform and this lovely voice coming out of the speakers says "The train will be 25 min delay and the delay might change". Ok, let's not panic yet. I can always go with the car or figure something out really quickly. Luckily for me this delay has not change and I got on the train. I put my luggage on the shelf and the conductors suddenly appeared. He asked me for the ticket. Ok, I remember I had it somewhere. There it is. I gave it to him and he look at me like I'm out of mind. "Excuse me lady, but I don't think you will make it to Warsaw on that ticket" "What do you mean?" I looked at the ticket and here I see "Gliwice-Katowice". That was a ticket that used on Friday, while coming back from work. Great. "So, do You have a valid one or what?"
"Yes...sure...I have it somewhere...eeee...what if I want the other one...never mind...I GOT IT:)" Thanks God, now I can just relax and maybe go to sleeeeppppp...zzzzzzzzzzzz.....zzzzzz.......
"WARSAW STATION PLEASE CHECK IF YOU TOOK ALL OF YOUR LUGGAGE"
Aaaaa, ok I'm awake, I'm getting out, wait for me......
I don't know how, but somehow I got to Switzerland- to the land of chocolate, Swiss knifes, cheese and peace...
It was not that ease to come back, but let me tell you more next time...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Matko, ale pelna napiecia historia, az mi cisnienie podskoczylo, serio. Ciesze sie, ze dojechalas szczesliwie. Pozdrowienia!