wtorek, 16 czerwca 2009

Sikorka w Gołębiu, żurek w chlebie i bikini w Wiśle...

Podczas gdy mój brat stoi po jednej stronie barykady, ja jestem po drugiej. On upomina w parku wodnym, w którym pracuje jako ratownik, wszystkich tych, którzy biegają, jeżdżą głową w dół na zjeżdżalniach i odpowiada na kretyńskie pytania. Zresztą zdążył się już przekonać, że Amerykanie mają do nich wybitny talent. Ja w ostatni weekend biegałam, zjeżdżałam i zadawałam kretyńskie pytania ratownikom w Gołębiewskim.
Tym razem nie musiałam interweniować w sprawie cieknącego kranu lub widoku na garaże. Z pokoju widać było dwa baseny i góry. Po prostu jak na wypasionych wakacjach. Chociaż trzeba przyznać, że chyba się starzejemy, bo zamiast na imprezy techno, to nas ciągnie do groty solnej lub do tężni na szachy. Wieczorkiem najlepiej lody, ale płonące (odrobina szaleństwa;)), na co czujniki pożarowe lekko zadrżały z trwogi. Generalnie atrakcją wyjazdu był wielki lejek, żurek w chlebie i konkurs miss bikini. Jeśli chodzi o pierwsze, to do lejka wpada się rurą, a potem to już jest tzw. freestyle. Jak ci się uda to w najlepszym wypadku spadasz głową w dół. Jeśli nie, to jesteś atrakcją obserwujących, którzy obstawiają czy wpadniesz w panikę, czy jak śliwka w lejek. Jeśli chodzi o żurek w chlebie, to robi się żurek i robi się chleb. Następnie robi się dziurę w chlebie i wlewa żurek. Jak ktoś jest głodny, to zjada również ten nietypowy talerz. Jeśli nie, to ma nadzieje, że jakiś konik go zjada, bo to w końcu bardzo dobry chleb. Opowieść o żurku w chlebie , zrobiła rodzicom smaka, więc dorzucam jeszcze fotkę coby się zrobiło jeszcze smaczniej. Niezłym kąskiem dla oka męskiej części publiczności w Wiśle, były panny w bikini. Wygrała babeczka z Zabrza w różowym bikini, chociaż faceci kibicowali numerowi 16cie, bo miała nogi jak stąd do Chorzowa. W każdym razie była to miła atrakcja dla Janka, przed tym co działo się później. Niestety nie wierzyłam Jankowi, jak mówił na basenie, że już długo siedzimy i może byśmy tak weszli do środka. Eee tam myślę sobie - marudzi. Może jeszcze posiedzimy tak z półgodzinki, a może jeszcze pół. I koniec końców, masz babo u faceta - udar słoneczny. Mądrość życiowa dla mnie: Nie każde marudzenie jest marudzeniem. No, ale nic, na szczęście odwiedziliśmy wieczorkiem Kasię R. w Ustroniu, po jej wojażach z Dianą w Hiszpani. Janek mógł się przespać przed długoweekendowym powrotem do domu, a ja mogłam poplotkować i zobaczyć fotki, jak to dziewczyny zdobywały ten sam szlak co Pielgrzym z książki Paulo Coelho. Adam, teraz Twoja kolej, odbij piłeczkę i wrzuć parę newsów. Oczywiście, nie sądzę, żebyś wrzucił zdjęcia z takimi babeczkami, jak te poniżej.

English

My brother right now is dealing with tourists from all over, who are visiting the Polynesian water park. Probably everyday he is getting the same questions and has to repeat "no running","no running". And I'm doing exactly the opposite. I run, ask stupid question and have a lot of fun in water park. We have spent our last weekend in nice hotel in Wisła- village in the Beskid Mountains. Although I think we are getting old. Instead of going on a huge parties, we were relaxing in salt chamber and play chess. The things worth mentioned are: hurricane slide, sour rye soup in a bread and bikini contest. Crazy and delicious:) Unfortunable we also had a dark moment. Janek had a little sun-stroke. Luckly we visit our friend there and Janek could get some sleep. Kate was in Spain for 3 weekes, so we had a lot of things to chat about, so Janek could easily get better. The weekend was great and hopefully Adam will also have a little bit of fun in his water park, just like we had. So, now Adam, it is Your turn to write something, but I bet You don't have pics like that, with this kind of girls, or am I wrong?;)

Brak komentarzy: