niedziela, 18 kwietnia 2010

My sweet 27th ... jak tort i czekoladowe fondue

... kto zna ten wie. Liczba 27 przewija się przez moje życie. Urodziłam się 27.03., mieszkałam w bloku 27 i wróżka powiedziała, że wyjdę za mąż jak będę miała 27 lat. Z ulgą odkryłam, że rodzice Janka mieszkają pod numerem 27 i uznałam to za ostateczny znak:) Z resztą kto nie wierzy, że ta liczba wszędzie za mną łazi, niech jeszcze raz przeczyta adres tego bloga;)
Nadszedł również ten dzień moich 27 urodzin. No i co tu dużo mówić, nie zawiodłam się. Skoro świt, czyli po dziesiątej wstaliśmy w moje urodzinki i pojechaliśmy do Ustronia. Plan był taki, że wejdziemy na Równicę pieszo, ale przez przypadek wjechaliśmy na nią autem;) Zaoszczędzony czas wykorzystaliśmy jak tylko się da najlepiej. Całoroczny tor saneczkowy, kino 4D - Zemsta Królika i pyszny góralski obiadek. Generalnie wymarzony dzień dla... dwunastolatka;) Hehe, ale przecież cały urok świętowania urodzin to nic innego jak cieszyć jak dziecko. Z resztą na fotce jestem w kokardach rodem z najmłodszych lat, choć muszę przyznać nigdy nie miałam takich warkoczy. Chłopcy przez megafon, przez który na ogół pani z baru ogłasza, że jest już do odebrania chicken burger, złożyli mi życzenia. Naprawdę uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wieczorem w świetnym domku, który zarezerwowała Kasia, rozpoczęła się imprezka. Podwójna, bo Kasia miała urodzinki 11.03, więc postanowiłyśmy to pięknie połączyć. Były kalambury, prezenty, trochę tańców i rewelacyjny tort made by Nelly. Do kolekcji dochodzi kolejne zdjęcie z przekrzywionym tortem:) Lepiej nie mogłabym sobie tego wymarzyć.
Kolejne świętowanie pourodzinkowe odbyło się niedawno. Mój brat jak zwykle pobił swoje rekordy w wielkości zjedzonej pizzy. Tym razem 50 cm średnicy. Dostałam też fasolkę do wyhodowania, fantastyczna płytę i czekoladowe fondue. W pracy też dostałam prezenty i uściski od wszystkich. Słowem tegoroczne obchody 27-ki trwały co najmniej 3 dni. To się nazywa celebration:)
Na koniec a propos świętowania, wrzucę tylko jeszcze jedno zdjęcie z tego rocznej Wielkanocy. Gwiazdeczkę mojego lanego poniedziałku, której jestem wielka fanką i z którą zabawa zawsze gwarantuje spalenie wszystkich świątecznych kalorii - Tosia. Nie uwierzylibyście jak szybko czterolatek opanowuje obsługę Iphona. No nic pozostaje mi czekać na drugiego redaktora , który przygotowuje w tej chwili kolarskie newsy z Turcji, ale póki chmura pyłu z wulkanu wisi, to będzie musiał tam chwilę jeszcze trochę poczekać na przychylne wiatry...

p.s. W moim następnym poście opowiem wam jaka niesamowita niespodzianka spotkała mnie dwa dni temu.

English Version

Just want to explain in few words as usually, what's on the pics. In the previous post, there is me and my friends on congress in Vienna, then there is a huge market with eggs for the Easter and of course me next to Starbucks. I already have mugs form Starbucks in Prague, Zurich and now form Vienna. Collection is getting bigger. Some of You probably now, that on 27th of March I had my 27th birthday. 27 is my number for number of reasons;) Hey, even the blog is called sikorka27. Anyhow I had a great day and party, even 3 of them. Big cake on one of them, big pizza and great gifts. Like i wrote above, this is what I call celebration. We also had nice Easter, which I spend with my family and on Monday I had a blast with Janek's niece. She is awesome, using IPhone for her is like a piece of cake. Did I mention she is four year old?

Brak komentarzy: